UKRYTY WRÓG
Bardzo często słyszę o kończącej się perspektywie inwestycji związanych z kamieniem. Słowa te padają głównie w kontekście zabrukowania całego kraju, obłożenia wszystkich budynków itp. Pewnie w efekcie zakończy to wielkopowierzchniowe zastosowanie kamienia w budownictwie.
Niestety dla kamienia istnieje groźniejszy, skryty wróg. Jest to złe jego zastosowanie oraz nienależyte dopilnowanie robót. Skomentuję to na przykładzie spaceru po świeżo zabrukowanej ul. 3-go Maja w Rzeszowie.
Dwa tygodnie po uroczystym otwarciu ulicy – w trakcie którego prezydent miasta zwracał się do budowlańców „Chłopy, macie złote ręce!!” – znalazłem się w Rzeszowie. Z uwagi na fakt głośnego odzewu wśród producentów wyrobów brukowych na temat tej przebudowy postanowiłem przetestować ją z pozycji użytkownika. Muszę przyznać, że ktoś musiał się naprawdę postarać, aby absolutnie zniszczyć wszystkie walory estetyczne nawierzchni.
Pierwsze wrażenie jest takie, że leżący tam kamień użytkowany jest od wielu lat, deptak nigdy nie był sprzątany, a praca nie wygląda na pewno na świeżo wykonaną. Złudzenie to jest wynikiem zabrudzenia całości nawierzchni zaprawą do fugowania – w tym wypadku mieszanką piasku i żywicy. Na powierzchni kamienia pozostała warstwa żywicy. W niektórych miejscach rozsmarowany piasek z żywicą tworzy swoisty tynk pokrywający chodnik. Gdzieniegdzie pozostawiono kupki zaprawy, która stężała i przykleiła się do granitu.
Wyjaśnienie tego zjawiska ukazał sam wykonawca, który tego dnia dokonywał poprawek. Kilkanaście uszkodzonych płyt zostało zdemontowanych i zastąpionych nowymi. Następnie wymienione płyty były fugowane. Prace trwały w samo południe w dzień, w którym termometr wskazywał temperaturę 35°C. W takiej temperaturze żywica wiązała błyskawicznie, a każdy jej kontakt z kamieniem powodował natychmiastowe powstanie zabrudzeń. Z zaskoczeniem również zauważyłem, że nowe płyty posiadają duże wyszczerbienia, ale nikt nie zwracał na to uwagi i nie przeszkadzało to pracownikom w ich układaniu.
Fugowanie w pełnym słońcu
Potem były kolejne niespodzianki związane z samym układaniem kostki. Błędy, które na pierwszy rzut oka można wyłowić, wskazują na niski poziom fachowości ekipy brukarskiej. Powierzchnia jest pofałdowana niczym fale Dunaju, nie utrzymywano przesunięć kostek względem siebie. Jeszcze ciekawiej jest przy bliższych oględzinach powierzchni kostki – z założenia płomieniowanej. Na nawierzchni widzimy wiele elementów groszkowanych, ciętych i surowo-łupanych. W trakcie układania jednym z zadań brukarza jest selekcja kostek oraz montowanie ich prawidłową płaszczyzną do góry. W tym przypadku trudno oprzeć się wrażeniu, że w wielu miejscach kostki układano losowo. Efekt końcowy każdy widzi.
Koszmar brukarza
Bardziej uważny przechodzień dostrzeże również brak zdylatowania nawierzchni. W trakcie spaceru widziałem, że trwały prace związane z nacinaniem szczelin. Czy dylatacje nie powinny zostać wykonane przed dokonaniem odbioru końcowego budowy?
Najciekawsze w tym wszystkim są reakcje mieszkańców Rzeszowa, którzy zaczepiali mnie na ulicy i wskazywali na złe wykonanie nawierzchni. Większość z rozmówców wyrażała opinię, że na innych uliczkach najchętniej by widzieli kostkę betonową, bo nie powoduje ona tak wielu kłopotów.
Ten niebezpieczny dla nas głos słyszałem już w kilku innych miastach – zawsze w kontekście niewłaściwego wykonania. Mam nadzieję, że ta wizja nie spełni się i kamień pozostanie synonimem trwałości.
Sprawa deptaku rzeszowskiego nasuwa mi jeszcze jedno pytanie: jakim cudem ta brudna, krzywa, szpetna nawierzchnia została odebrana przez nadzór budowlany? Odpowiedzi pewnie nie można głośno wypowiedzieć…
Źródło: Kurier kamieniarski
Autor: Michał Firlej | Data: piątek, 08 września 2017